Fabryka samodzielności, czyli jak wychować dziecko do samodzielności

kochkurs 5020699 1280prof. Michał Michalski

Bycie rodzicem to nie tylko przywilej codziennego obserwowania niepowtarzalnej historii rozwoju i dorastania własnych dzieci, ale także bezpośrednie w niej uczestniczenie. Oznacza to, że rodzic ma zasadniczy wpływ na to, czy jego dzieci się usamodzielnią. Nie chodzi tylko o to, żeby pociecha skończyła osiemnaście lat, dostała dowód osobisty i znalazła pracę. Wiadomo, że w którymś momencie odfrunie z domu rodzinnego. Oczywiście, to ostatnie jest ważnym sygnałem, że najprawdopodobniej dziecko jest już samodzielne, ale niekoniecznie tak musi być… O jaką więc samodzielność chodzi?

Zanim odpowiem na to pytanie, wspomnę o moich inspiracjach do podjęcia tego tematu. W okresie wakacyjnym dzieci wyjeżdżają, spędzają czas poza domem i spotykają się z rówieśnikami. Często coś wspólnie robią i organizują. Z uwagą słucham różnych opowieści moich dzieci z wakacji. W ostatnich latach wyraźnie zauważyłem, że standardy angażowania dzieci w prace domowe są naprawdę bardzo różne. Jako dawny harcerz ze zdziwieniem przecieram oczy, gdy dowiaduję się, iż na obozie harcerskim nie każdy dziesięcio-, dwunasto- lub nawet trzynastolatek posiada podstawowe umiejętności niezbędne do przygotowania posiłku. Oczywiście, nie spodziewam się, że będzie w stanie podać faszerowaną kaczkę albo upiec szarlotkę z kruszonką – to potraktujmy jako poziom zaawansowany. Chodzi o zwykłe zrobienie śniadania czy kolacji. Okazuje się, że czasami i to jest zbyt skomplikowane… Sytuacje takie niekiedy kończą się tym, że dzieci, którym rodzice stopniowo z wiekiem powierzają coraz więcej prac domowych, muszą robić coś za innych… którzy tego nie umieją.

Oczywiście obóz harcerski i kolonia miną, ale gdy z rodzinnego domu - już jako dorosła - wyfrunie pociecha, której rodzice w jakichś obszarach nie pomogli usamodzielnić się, to sprawa już nie jest taka bagatelna. I tu należy włączyć perspektywę długoterminową (nawet, gdy nasz maluch jeszcze raczkuje). Trzeba się zastanowić, w jaki sposób chcemy jako rodzice pomagać naszemu dziecku dojść do dorosłości i prawdziwej samodzielności. Na marginesie dodam, że pomysły i podpowiedzi na to, jakie obowiązki domowe mogą podejmować dzieci w konkretnym wieku są dziś łatwo dostępne w Internecie. Chodzi więc o świadomość, że pomagając dziecku, by nauczyło się sprzątać, gotować, wynosić śmieci, pomagamy nie tylko samym sobie, ale też przyszłemu współmałżonkowi naszego syna lub córki.

Dlaczego wcześniej zasugerowałem, że zewnętrzne objawy dorosłości niekoniecznie muszą być dowodem samodzielności? Wyobraźmy sobie nasze ukochane dziecko, które przez całe dzieciństwo nie miało prawie żadnych domowych obowiązków, u progu dorosłości. Niestety, najprawdopodobniej pójdzie w świat z przekonaniem, że ktoś u jego boku, np. potencjalny współmałżonek, powinien nadal wykonywać wszystkie prace domowe...

Oczywiście młodzi, zakochani ludzie raczej nie rozmawiają na takie tematy. Różne formy zaangażowania, np. w porządki, zaczynają być wyraźne dopiero z biegiem czasu. Jaki mamy na to wpływ jako rodzice? Zasadniczy! Po pierwsze - sami budujemy w dziecku naszą codzienną postawą obraz bycia żoną, bycia mężem, w tym także podejścia do prac i obowiązków domowych. Po drugie - to od nas zależy, czy pomożemy naszemu dziecku osiągnąć pełną samodzielność. Dla wielu rodziców może być bolesna prawda, gdy zdają sobie sprawę, że dziecko w sprawach życiowych już radzi sobie bez nich… I o to właśnie chodzi! Nasze dzieci mają stać się dojrzałe i samodzielne, by podjąć odpowiedzialność za drugiego człowieka – za swoją rodzinę.


Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com

  

Fixed Bottom Toolbar