Camino i zielona sukienka – czyli Matka Polka na końcówkę roku
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Camino i zielona sukienka – czyli Matka Polka na końcówkę roku

dr Paulina Michalska

Czas na podsumowania. Podsumowania są dobre, bo pokazują nam, co udało nam się osiągnąć, gdzie jeszcze kulejemy, no i przede wszystkim możemy się przyjrzeć sobie samym i coś postanowić.

 
870 Dzialaj z nami
 

Lubicie te podsumowania? No właśnie… Ja też nie przepadam. Jednak jakieś tam w głowie „rozkminiam”.


Ogrzała wodę w basenie

Minął rok i poza tym, że starsza jestem coraz, to z radością odkrywam, że inni też. Że na imprezach śmiejemy się z tych samych żartów, nazwijmy to, geriatrycznych. Że co niektórym brakuje ręki, żeby odczytać skład na opakowaniu jakiegoś produktu, że śmiejemy się z objawów menopauzy w naszej grupie wsparcia.

A właśnie. Śmieszna historyjka. Koleżanka, która przechodzi właśnie wybuchy gorąca poszła z mężem na basen. Weszła do tego, w którym woda zazwyczaj jest dużo chłodniejsza. Przepłynęła kilka metrów i zawołała męża, żeby do niej dołączył, bo woda jest wyjątkowo ciepła. Nie była… Ona po prostu miała wybuch gorąca i myślała, że to woda jest taka ciepła. Mąż szybko ją z tego błędu wyprowadził, gdy zanurzył się w tej zimnej wodzie. Takie radości z menopauzy też się zdarzają.
 

Klub geriatryczny

Wczoraj właśnie odbyło się w naszym domu spotkanie „klubu geriatrycznego”, jakby to pewnie nazwały nasze dzieci. Dwa małżeństwa spośród przybyłych są już nawet dziadkami, a nam się wydaje, że oni ciągle tacy młodzi, jak my przecież.

Aż tu nagle odkrywamy, że dzieci wyszły z domu, że są już dorosłe, że to my możemy pospać dłużej następnego dnia, bo one idą do pracy, a my mamy dzień wolny. Oglądaliśmy stare zdjęcia, wspominaliśmy stare, dobre czasy, opowiadaliśmy dowcipy z brodą (który tasiemiec nie pójdzie do nieba? Ten który żył w Grzechu, ha, ha. Jeden z kolegów to Grzegorz, więc ubaw mieliśmy po pachy) i snuliśmy plany na przyszłość.

Ktoś tam coś o jakiś dolegliwościach opowiadał, ktoś czegoś nie dosłyszał (przyznaję się – to byłam ja), komuś okulary się zapodziały… Zaczęły się opowieści dziwnej treści o pogrzebach…


Makabra na rodzinnym wyjeździe

Jedna z koleżanek opowiadała o, bądź co bądź, tragicznych wydarzeniach, ze zmarłą babcią w roli głównej. Babcia zmarła podczas rodzinnego wyjazdu na narty. Nie wykupili jej ubezpieczenia, bo nie jeździła na nartach, więc nic nie mogło jej się stać. Jednak zmarła.

Żeby zaoszczędzić na transporcie zwłok, wpakowano ją do kufra na dach auta. Była zima. Plan idealny. Wystarczyło dowieźć ciało do Polski. Nikt nie przewidział, że będą brali udział w karambolu na trasie do domu. Babcia wypadła z kufra i została uznana za ofiarę wypadku, a zwłoki zostały „legalnie” przetransportowane do kraju. Takie historie tylko u nas! Do dziś czuję wszystkie mięśnie brzucha od śmiechu.
 

Okrągła rocznica z okrągłymi liczbami

Ale ale… Miało być podsumowanie i plany, bo to koniec roku. Wracam do tematu.

Jak obuchem w głowę dotarło do mnie, że przez 20 lat naszego małżeństwa przybyło mi dwadzieścia kilogramów. To przerażające. No, ale tak się dzieje, jak się człowiek bierze za podsumowania. Nigdy nie wiesz, co ci się przypomni. Nie mogłam się pozbierać, gdy to sobie uzmysłowiłam.

Mąż z okazji naszej okrągłej rocznicy podarował mi komplet biżuterii, która kolorystycznie pasuje do sukienki, którą kupiłam w ubiegłym roku, a która jest tak śliczna, że warto dla niej schudnąć. Nie dopinam się, ale jest tak piękna, że zrobię wszystko, by się w nią zmieścić w niedługim czasie. Plan jest na następną rocznicę, czyli równo za rok. A może uda się wcześniej. I nie! Nie muszę schudnąć dwudziestu kilogramów na raz. Powoli. Na początek dziesięć kilo w rok, żeby nie przedobrzyć.


Jutro to najlepiej zaplanowany dzień

I tym sposobem gładko przeszłam do planów i postanowień. Z tym to mi idzie zdecydowanie łatwiej. Podobno najlepiej zaplanowany dzień to „jutro”. Jutro zacznę się odchudzać, jutro będę bardziej zorganizowana, jutro zacznę dietę, jutro wstanę wcześniej, żeby pobiegać. No, może z tym bieganiem to nie do końca moja bajka. Już nawet na basen pójdę chętniej, niż włożę buty i pójdę pobiegać.

Mam plan, że przygotuję się na moje pierwsze Camino – drugie marzenie z mojej listy marzeń do zrealizowania. W tym roku udało mi się zrealizować pierwsze. Głównie dzięki mojemu mężowi. Odwiedziliśmy miejsce, o zobaczeniu którego marzyłam od wielu lat. W tym roku planuję pójść na Camino. Muszę być tylko bardzo zdeterminowana i muszę zacząć ćwiczyć. Myślę, że na tyle wystarczy. Po co zakładać zbyt wiele? Czy nie łatwiej założyć sobie jeden cel, ale konkretny, trzymać się go i próbować go realizować, zamiast mnóstwa małych, z którymi sobie nie poradzimy? Wtedy rozczarowanie jest mniejsze, a spełnione założenia nie tak trudne do osiągnięcia.

Więc ja na ten rok wpisuję Camino i „dopięcie” zielonej sukienki. To mój plan.

Życzę wam, żebyście wyznaczyli sobie jakiś jeden, konkretny cel i spróbowali go zrealizować. Trzymam za was i za siebie kciuki. Bawcie się dobrze w ten ostatni dzień w roku. Od wtorku zaczynamy realizację planu na 2024 rok! Mój to Camino i zielona sukienka!

Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System - głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.

CZYTAJ TAKŻE:

Zdjęcie: Pixabay.com
 
870 Dzialaj z nami
Fixed Bottom Toolbar