O zaufaniu i otwartości na innych ludzi

O zaufaniu i otwartości na innych ludzi

Agata Gramacka
podróżniczka


Lądujemy w Nowej Zelandii. Przed nami przyjazna kontrola graniczna i odbiór bagażu. Trochę czasu zajmuje wypożyczenie auta i już możemy wyruszyć w drogę do ustalonego miejsca naszego noclegu. Czeka nas ponad trzygodzinna jazda górskimi serpentynami. Wyspa Południowa to właściwie wyłącznie góry. To tutaj położone są Alpy Nowozelandzkie, gdzie przed laty trenował Edmund Hillary przed swoją wyprawą na Mount Everest. Monumentalność tych gór mieliśmy okazję podziwiać z okien samolotu przed lądowaniem.

Wieczór zapada niepostrzeżenie. Ostatnią godzinę drogi pokonujemy już w całkowitej ciemności. Nad nami rozgwieżdżone niebo. Przez okna samochodu wyszukujemy Krzyża Południa - gwiazdozbioru, który na tej półkuli ułatwia oznaczenie kierunków geograficznych. W przeciwieństwie do Australii, tutaj zwierzęta wyskakujące nocą na drogę nie stanowią aż tak wielkiego zagrożenia. Ot, od czasu do czasu jakaś zbłąkana owca czy baran może się pojawić, ale monstrualnych i nieobliczalnych kangurów tutaj nie ma.

Do Oamaru dojeżdżamy blisko północy. Wita nas Olivia, czekając na nas z ciepłą zupą. Olivia ma około czterdzieści pięć lat – czego bardziej domyślamy się, wnioskując po licznej rodzinie niż po wyglądzie. Jest przedstawicielką tych dziarskich kobiet, w obecności których wyczuwa się niegasnącą energię życia. Jest mamą ośmiorga dzieci, uczy je w domu. A w ramach poznawania ludzi i kultur z różnych zakątków świata otworzyła swój dom dla takich jak my workawayowiczów, czyli osób gotowych podjąć niezobowiązującą pracę w zamian za wikt i opierunek. Jej rodzina już dawno śpi. A Olivia z przyjemnością wita nas ciepłą i pożywną zupą - najlepszą po kilkugodzinnej podróży z Australii.

Decydując się na odwiedzanie ludzi w podróży, długo rozmyślaliśmy, kto przyjmie pięcioosobową rodzinę. Nie dowiedzielibyśmy się tego, gdybyśmy nie podjęli takiej próby. Postanowiliśmy jednak założyć konta na dwóch serwisach internetowych, gdzie poszukuje się noclegów. Pierwszy z nich: Couchsurfing.com, to serwis, gdzie każdy kto pod swój dach chce przyjąć podróżników, może ogłosić otwarcie swojego domu dla nich. Zgodnie z nazwą, rzeczywiście osoba przyjmująca oferuje kanapę (z ang. couch), w zamian nie oczekując nic poza wspólnie spędzonym czasem. Workaway.info natomiast, to bardziej rozbudowana forma otwarcia domu lub małego biznesu. Gospodarze przyjmują do siebie podróżników, którzy w zamian świadczą pracę na rzecz gospodarza, otrzymując za to miejsce do spania i pełne wyżywienie.

Korzystaliśmy z miejsc znalezionych na tych serwisach wielokrotnie. Najczęściej gościły nas inne rodziny, dla których przyjęcie podróżników było też swego rodzaju podróżą. Zaufaliśmy ludziom po drugiej stronie globu i w zamian otrzymaliśmy to samo. Przez kilka wspólnie spędzanych dni nieraz mieliśmy okazję prowadzić długie rozmowy do późnej nocy. Mając tak krótki wspólny czas, budziło się wielkie pragnienie wzajemnego poznania się. Porozmawiania o rzeczach ważnych i ważniejszych. Była też przestrzeń na beztroski śmiech i zabawę.

Obawy związane z wchodzeniem do obcych domów w gościnę z trojgiem (jednak nadal małych) dzieci rozwiewały się bardzo szybko. Zarówno goszczący nas ludzie wykazywali wielkie serce, otwartość i cierpliwość na dzieci; a i nasze dzieci, widząc gościnność, z jaką jesteśmy witani, też stawały na wysokości zadania i pomimo różnic językowych, a także kulturowych, znajdowały wspólny język i tematy do zabaw ze swoimi rówieśnikami. Nie było też problemów, jeśli w goszczącym nas domu nie było dzieci. Na przykład, w Peru wspólnie z Eduardo oglądali mecze piłki nożnej, dzieląc sportową pasję. Na farmie u rosyjsko-nowozelandzkiego małżeństwa opiekowali się małymi kotkami i pomagali pielęgnować ogródek. Natomiast w Canberze czy na Florydzie zasłuchiwali się w niesamowite opowieści mieszkających tam ludzi, nie chcąc opuszczać ani grama pomimo późnej godziny.

Także praca okazała się dla nas ciekawą przygodą. Dzięki temu mieliśmy, na przykład, okazję wytapetować pokój dziewczynek w Nowej Zelandii, dbać o krowę, którą trzeba było doić ręcznie, naprawić ogrodzenie na farmie krów w Nowej Zelandii czy tworzyć tarcze strzeleckie na plantacji orzechów w Chile. Czasem po prostu chodziło o zwykłe prace domowe, a jeszcze gdzie indziej o czasowe zajęcie się dziećmi gospodarzy.

Podczas naszej półrocznej podróży dookoła świata gościło nas ponad dwadzieścia domów. Każdy gospodarz był wyjątkowy, każdy miał swoją historię, każdy był ciekawy naszej historii. Każdego z chęcią odwiedzilibyśmy ponownie i jesteśmy pewni, że każdy z chęcią ugościłby nas ponownie. Im więcej otwartości na świat zbudziło się w nas, tym bardziej świat stawał przed nami otworem.

Zaufanie, otwartość i ciekawość drugiego człowieka - to z pewnością wartości, o które wzbogaciła nas nasza podróż.


Autorka jest podróżniczką, mamą trojga dzieci; razem z mężem Maciejem i dziećmi – Tomkiem, Igą i Jankiem (w wieku od 6 do 10 lat) - odbyła półroczną podróż dookoła świata, z której wrócili w marcu 2019 r.

FamilyOnBoard noclegi 1FamilyOnBoard noclegi 2FamilyOnBoard noclegi 3



Fixed Bottom Toolbar