Czy kraj bogaci się wraz z pojawieniem się każdego nowego dziecka, czy ubożeje?

pexels photo 3845495Piotr Tomczyk

Spory dotyczące wpływu zmian demograficznych na tempo rozwoju społeczno-gospodarczego trwają już od starożytności. Filozofowie greccy (Platon, Arystoteles) uważali, że nadmierny wzrost liczby ludności może doprowadzić do zmniejszenia potęgi kraju i sprowadzić choroby społeczne. Inaczej patrzyli na to starożytni Rzymianie. Uznawali oni, że szybki wzrost liczby ludności jest korzystny dla państwa. W efekcie, żonaci i posiadający dzieci mieszkańcy rzymskiego imperium mogli liczyć na przywileje.

Starożytne recepty
Skutkiem troski o wzrost populacji były pronatalistyczne ustawy przyjęte nad Tybrem ponad dwa tysiące lat temu. Niektóre z ówczesnych regulacji mogą dziś wydać się szokujące. W 18 roku p.n.e. wprowadzony został obowiązek pozostawania w związku małżeńskim, a niewiele później - w roku 9 n.e. - obowiązek posiadania dzieci. Ustawy te dotyczyły obywateli obojga płci: kobiet w wieku 20-50 i mężczyzn w wieku 25-60 lat. W wypadku śmierci małżonka lub rozwodu należało niezwłocznie zawrzeć nowy związek małżeński! Ojcowie przynajmniej dwojga dzieci mieli pierwszeństwo przy kandydowaniu na urzędy, zaś na kawalerów i bezdzietnych nakładane były dodatkowe podatki. Osoby nie będące w związku małżeńskim były wydziedziczane, a prawo dziedziczenia dla osób nie posiadających dzieci ograniczone było do wartości połowy zapisanego majątku.

Fobia przeludnienia


O problemach ludzkości związanych ze skutkami szybkiego wzrostu populacji przekonani byli nie tylko greccy filozofowie. Obawy te podzielało także wielu ekonomistów. Autorem najsłynniejszej z katastroficznych wizji był Thomas Robert Malthus. W 1798 roku ogłosił on, że w związku z szybkim przyrostem ludzkiej populacji, w ciągu niespełna stu lat na świecie zabraknie żywności. Zapowiedzi Malthusa nie sprawdziły się, jednak nie zraziło to jego następców, którzy nie ustawali w wynajdywaniu kolejnych zagrożeń wynikających z przeludnienia. Mieszkańcom Ziemi miałoby z tego powodu brakować żywności, pracy, energii, ropy, węgla, surowców mineralnych i innych zasobów naturalnych, a na koniec także wody, powietrza i gleby.

Pesymizm w odwrocie
Okazało się jednak, że Ziemia jest w stanie wykarmić miliardy ludzi. Wizja powszechnego głodu nie spełniła się i wobec ciągłego wzrostu produkcji żywności na świecie wydaje się w przewidywalnej przyszłości nierealna. Automatyzacja i coraz mniejsza liczba zatrudnionych w rolnictwie nie wywołała fali bezrobocia. Emigrujący do miast mieszkańcy wsi znaleźli zatrudnienie najpierw w przemyśle, a następnie w najdynamiczniej rozwijających się usługach. Obawy związane z potencjalnym niedoborem zasobów także okazały się mocno przesadzone. Odkrywano coraz to nowe złoża ropy, gazu, węgla i minerałów. W efekcie ciągłego postępu technicznego problem zużycia zasobów naturalnych zmniejszają pojawiające się substytuty - alternatywne materiały i nośniki energii. Co więcej, zmniejszająca się energochłonność produkcji, połączona z coraz bardziej racjonalnym zużywaniem zasobów może już wkrótce sprawić, że ludzkość będzie mogła sobie pozwolić na zrezygnowanie z eksploatacji niektórych (uznawanych do niedawna za strategiczne - jak np. węgiel) dóbr naturalnych.

Twarde prawa ekonomii
Większość ekonomistów czasów nowożytnych przychyla się do poglądu, że przyrost naturalny sprzyja wzrostowi produkcji i rozwojowi gospodarczemu. Przy założeniu, że rosnącej liczbie zatrudnionych towarzyszyłaby utrzymująca się na stałym poziomie wydajność pracy, wskaźniki wzrostu produkcji zmieniałyby się proporcjonalnie do liczby zatrudnionych.

Narastające problemy demograficzne Europy, wcześniej czy później będą skutkowały problemami ekonomicznymi. Analitycy ekonomiczni coraz częściej przypominają o bliskich bankructwa systemach emerytalnych i zauważają, że przy zmniejszającej się (i starzejącej) populacji, utrzymanie tempa rozwoju gospodarczego wymagałoby szczególnie dynamicznego wzrostu wydajności pracy. W tych warunkach Europa potrzebuje stabilnego wzrostu liczby ludności. W stopniu nie mniejszym niż niegdyś imperium rzymskie.


Autor jest ekonomistą, wydawcą i publicystą, dziennikarzem ekonomicznym Radia Poznań, a także współtwórcą i pierwszym redaktorem naczelnym Tygodnika „Wielkopolanin". Ojcem dwojga dzieci i dziadkiem dwóch wnuków.


Zdjęcie ilustracyjne/Pexels.com

banner 750

Fixed Bottom Toolbar