krępujące pytania dzieci w miejscach publicznych

Matka Polka i krępujące pytania

Kiedy ustawiam się w kolejce do kasy, w której siedzi żywa kasjerka i gdzie mogę zapłacić gotówką, a mam ze sobą dzieci, muszę poważnie pomyśleć, do której kasy podejdę. I wybieram zawsze tę, obok której ustawione są batoniki, gumy do żucia i tabletki na gardło albo przeciwbólowe. Wtedy pojawia się zawsze lawina pytań: „A mogę to? A kupisz mi to, mamo?” A jednak wolę takie pytania niż te, które pojawiają się, gdy przy kasie ustawione są produkty na literę „D”, służące antykoncepcji albo innym celom zwiększenia przyjemności seksualnej (tak jest na tych produktach napisane). Skąd wiem, że takie informacje są tam podane? Ano od dzieci. Zaczyna się zawsze niewinnie. Zazwyczaj to dziecko, które zaczęło już całkiem nieźle składać litery i sylaby, stojąc w długiej kolejce zaczyna czytać na głos: „Du-re.. In-tym-ny żel po-pra-wia-ją-cy e-re-kcję. Mamoooo?! A co to jest erekcja?” I wtedy widzisz te wszystkie pary oczu ludzi stojących za tobą – z oczami twojego dziecka włącznie – które z ciekawością wyczekują odpowiedzi, . Nie cierpię tego. Czy TE produkty są aż tak niezbędne, że muszą stać obok baterii albo musów dla dzieci?

 

Wstydliwy opis w Zoo...

Ostatnio podczas wizyty w Zoo nasz syn przeczytał, że z pewnej części ciała (dodam, że intymnej) jakieś małpy robi się chińską viagrę. Takie informacje o zwierzętach tylko w naszym poznańskim Zoo! Czy oni nie zdają sobie sprawy, że do Zoo chodzą głównie rodzice z dziećmi? I że czasem te dzieci potrafią już czytać? I my – rodzice musimy później tłumaczyć dziesięciolatkowi, co to za część ciała na „p” i co to jest ten specyfik na „V”. Co zapamiętają z całej tej wycieczki? Na pewno nie różowe flamingi!

A napisy wulgarne na ścianach, czytane z okna tramwaju albo samochodu? „Le-gia „ch..”? „Mamo? A co to jest legia? I to drugie?” Zapada wtedy taka cisza w tramwaju, że chyba słychać oddech motorniczego…

 alpaca-7169208_1280.jpg

Krępujące pytania w totalnej ciszy

Do apteki w ogóle z dziećmi nie chodzę. Kiedyś poszłam i źle się to dla mnie skończyło. Wiadomo: apteka – cisza, spokój, rozmowy szeptem. No i dużo dziwnych nazw, które dzieciaki mogły przeczytać: „Refundowane pieluchomajtki dla dorosłych. Mamoooo? A TY też jeszcze używasz pieluch? Bo tu na plakacie jest napisane „dla dorosłych”! Może SOBIE kupisz?” Normalnie boję się takich miejsc!

Dlaczego NIGDY nie przeczytają: „Prosimy o zachowanie ciszy” albo „Wyjście ewakuacyjne” albo „Czekolada mleczna” (w kolejce do kasy w markecie), albo nazw ulic z okien tramwaju?

Może ma ktoś jakiś podręcznik, broszurę, cokolwiek, co zawiera uniwersalne odpowiedzi na takie krępujące pytania z dziedziny, nazwijmy to „intymnej”, które padają zazwyczaj w miejscach publicznych? Bo odpowiedzieć przecież trzeba. Nie można ignorować pytań żądnych wiedzy dzieci. Ich ciekawość, niewinność, ufność, z jaką zadają pytania nie jest przecież wymierzona przeciwko nam!

Pomocy! Albo nauczę się mądrze odpowiadać albo nie będę wychodziła z dziećmi z domu!

Fixed Bottom Toolbar