Ach, ta pierwsza miłość!
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Ach, ta pierwsza miłość!

Agnieszka Dubiel
 
Czujecie już ten dreszczyk przebiegający od czubka głowy do pięt i z powrotem, wiercący dziury w żołądku i osłabiający (bądź przyspieszający, zależnie od sytuacji) bicie serca? Kto z nas nie wspomina z sentymentem tych lat pięknych i dziwnych zarazem? I kto nie patrzy przy okazji z pobłażaniem na własne uniesienia z tamtego czasu? Ach, pierwsza miłość! 
 

Niebieskie oczy piętnastolatka

Tak, tak, pamiętam, że te dwadzieścia pięć lat temu nie wszystko było takie piękne i proste. Coś się chciało, czegoś próbowało, ale wychodziło różnie. I dziś, poza wspomnieniem silnych emocji, łez i euforii na przemian, docierają do mnie tylko mgliste obrazy niebieskich oczu piętnastolatka z jasną grzywką i dużym psem. I potem zielone oczy kogoś, kto przyjaźnił się ze mną zawzięcie, nic nie rozumiejąc z moich cichych westchnień. Obraz kogoś, z kim szłam za rękę myśląc tylko, jakby się wyplątać z tej sytuacji. I kogoś, kto daleko mieszkał, więc na wszelki wypadek złamał mi serce. I jeszcze parę innych wspomnień, przyprawionych sporą dawką niepewności, poszukiwań i załamań.
 

Układanka z kłopotów i rozczarowań

Pamiętam jeszcze, że w końcu postanowiłam dać sobie spokój z chłopcami, którzy stanowią jedynie niewyczerpane źródło kłopotów i rozczarowań. Ale właśnie tuż po tym postanowieniu pojawił się jeszcze jeden. Miał dużego psa, zielone oczy, chodził ze mną za rękę i daleko mieszkał, stanowił więc mieszankę wszystkiego, co wcześniej mogło mnie zafascynować. A do tego nie zrażał się moim podjętym dopiero co postanowieniem… Dwa razy mu odmówiłam i nie pomogło. Z jakiegoś powodu chciał przy mnie wytrwać. I nagle wszystko zaczęło się układać, jakby różne rozsypane elementy życia odnalazły wreszcie swoje miejsce. Ostatecznie okazało się, że to jest dopiero pierwsza miłość, taka najważniejsza, która prowadzi przed ołtarz, a potem wybiega myślą wciąż naprzód i naprzód, aż do grobowej deski.
 

Burzliwy powrót do wspomnień młodości

Potem przez kilka lat życia w rodzinie zdążyłam sobie poukładać różne emocje i wspomnienia, te nieaktualne odłożyć do szuflady z napisem „piękne, ale dawno”, te aktualne podsycać i przypominać. I w ten sposób osiągnęłam już niemal równowagę, już prawie mogłam zamknąć stare rozdziały, gdy oto w progu kuchni stanęła nastoletnia latorośl ogłaszając całemu światu z emfazą: „Mam chłopaka!”.
 
I tu dopiero zaczęły się trudności. Najpierw wróciły jak burza wszystkie wspomnienia młodości. Potem dopadło przerażenie, jak poradzić sobie w nowej roli. Niby wszystko wiem o pierwszych miłościach, ale jakoś nigdy nie oglądałam ich z perspektywy matki… Jak tu wspierać dziecko, żeby niczego nie zepsuć i żeby potem nie czuło słusznego żalu? Jak doradzać, żeby nie narzucać? Jak przyjmować obcą osobę jako kogoś najważniejszego w życiu dziecka (przynajmniej w tym momencie)? I jak zachować zdrowy dystans do tych wszystkich przeżyć i tragedii, żeby samej nie oszaleć, a przy okazji nauczyć, że nie każde niepowodzenie jest końcem świata?
 

Zaufać dawnym doświadczeniom

Potem jeszcze pojawił się jeden problem: jak pokazać dziewczynie, że emocje też mają znaczenie? Że nie da się matematycznie wyliczyć, kto jest właściwym człowiekiem i jak należy postępować, krok po kroku, żeby zbudować „szczęśliwy związek”. Jesteśmy przecież ludźmi, pełnymi emocji, sprzeczności, oczekiwań, a także wad i słabości. Przeżywamy fascynacje i zachwyty, a potem dopiero uczymy się pokonywania samych siebie dla dobra drugiej osoby. I wszystko, wszystko kosztuje, ale też każdy wysiłek jest nagradzany stukrotnie.
 
Jak wiele razy w trakcie wychowywania dzieci i tu dopadła mnie pewna bezradność, a jednocześnie nieustępliwa świadomość, że bez względu na to, co mogę zepsuć, i tak muszę coś zrobić. Muszę zaufać swoim dawnym doświadczeniom i tym trochę nowszym także. Przywołać całą wiedzę, jaką w międzyczasie zdobyłam. Wkraczam więc na tę wąską ścieżkę, pełna własnych wspomnień i emocji, a jednocześnie zupełnie nowych przeżyć, których nie rozumiem, bo nie są moje. Nie siedzę w głowach moich dzieci, nie do końca wiem, co oni czują i dokąd podążają. Muszę jednak wierzyć w moc matczynego serca oraz w istnienie matczynej intuicji.
 

Potem będzie łatwiej i trudniej

Wiem, że to ten pierwszy, drugi raz jest taki trudny. Potem będzie łatwiej, a potem znów trudniej, gdy tym razem to syn przyprowadzi dziewczynę. Oczywiście prościej było przeżywać własną pierwszą miłość, ale przecież nic nie dzieje się dwa razy tak samo, a moje własne doświadczenia są tylko po to, bym mogła z nich czerpać mądrość w przyszłości. Gromadzę je więc, powtarzając w myślach za księdzem Twardowskim, że „nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą”. Do każdej więc trzeba podchodzić poważnie, zwłaszcza do tej nastoletniej.
 
18 września obchodzimy Dzień Pierwszej Miłości.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar