Ile dzieci?
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Ile dzieci?

Agnieszka Dubiel
 
Zastanawialiśmy się nad tym problemem jeszcze przed ślubem. Pamiętam, że siedzieliśmy sobie gdzieś przy beskidzkim szlaku zajadając kanapki i snując plany życiowe. Dobry to był czas na takie rozważania.
 

Jeden model i wybryki

Dowiedziałam się wtedy, że mój przyszły mąż zna tylko jeden możliwy model rodziny: dwóch synów. Nic innego nie miało prawa się zdarzyć w naturze. Ja pozwalałam swojej wyobraźni na większe wybryki: chciałabym mieć czwórkę dzieci. Dlaczego tyle? Bo więcej jednak nie przyszło mi do głowy. Bo moi rówieśnicy z rodzin wielodzietnych zachwycali mnie zawsze zaradnością, pewnością siebie i jakimś takim mocniejszym oparciem w rodzinie. A może po prostu dlatego, że naczytałam się książek Małgorzaty Musierowicz i marzyłam o stworzeniu podobnego domu jak ten opisany w „Jeżycjadzie”?
 
Dość powiedzieć, że nadszedł dzień, gdy nasze plany spełniły się co do joty. Mając dwie Panny i dwóch Chłopczyków, mogliśmy spokojnie powiedzieć, że ja mam swoją czwórkę dzieci, a mąż ma swoich dwóch synów. A że los płata figle? Żyjąc pod jednym dachem z tą uroczą gromadką człowiek i tak zdążył przywyknąć do wiecznych niespodzianek. Mógł więc przyjąć nawet taką w postaci kolejnego malucha.
 

Gotowość na przyjęcie kolejnej pociechy

W miarę upływu czasu i przyjmowania kolejnych dzieci wyobraźnia mi się poszerzała. Przy trójce bardzo przejmowałam się swoją wielodzietnością, przy piątce jakby mniej. Trochę pomogły temu większe różnice wieku między młodszymi, co pozwalało mi nieco odetchnąć i przeorganizować dom przed przyjęciem kolejnej pociechy. Z drugiej strony liczba dzieci przestała już robić na mnie wrażenie. Może to przyzwyczajenie, a może towarzystwo innych rodzin wielodzietnych sprawia, że nie zastanawiam się nad liczbą moich pociech. Bo też, prawdę mówiąc, wcale nie sądzę, że jest taka wielka, odkąd widzę wokół siebie rodziny większe i lepiej zorganizowane.
 
Nigdy też nie spotkałam się z jakąś przesadną reakcją otoczenia. Najczęściej zaczepiały mnie starsze panie, które dawno już wnuki odchowały, opowiadając, jak bardzo żałują, że miały tak mało dzieci i dlaczego tak się stało. Starałam się słuchać ze współczuciem, bo co innego mogę dla nich zrobić, skoro i tak za późno na naprawę błędów młodości? Teraz rzadko nas ktoś zaczepia, odkąd rzadziej wszyscy razem gdzieś bywamy. Przy tym chyba widok rodziny wielodzietnej przestaje powoli być dziwnym zjawiskiem.
 

Każde dziecko jest darem i obowiązkiem

Ale nie o wielodzietności miał być ten artykuł.
 
Zbyt wiele znam rodzin, które nie miały tyle szczęścia, co my, choć bardzo pragnęły choćby połowę z niego otrzymać. Znam takie, które większość straciły jeszcze przed narodzeniem. U kogoś urodziło się niepełnosprawne dziecko, u kogoś mąż zachorował… To życie nauczyło mnie nie oceniać i nie wyciągać pochopnych wniosków na widok jakiejś rodziny (małej czy dużej). Każda z nich podejmuje własne decyzje i ufam, że podejmuje je w najlepszej wierze. Ale nawet wtedy nie wszystko zależy od naszych decyzji, naprawdę.
 
Jednego tylko jestem pewna i nad jednym pracuję od początku: przekonanie, że każde dziecko jest darem. Obowiązkiem też. I trudem, i wysiłkiem, i w ogóle wielkim zamieszaniem. Ale przede wszystkim ogromnym darem, niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju – i wyjątkowo rozwijającym dla tego, kto ten prezent otrzymuje. Jest jak paczka, którą rozpakowuje się przez około dwadzieścia lat (a nawet dłużej…), a stale kryje w sobie niespodzianki i stale zaskakuje nas swym pięknem i zawartością. Dlatego każde dziecko powinno się godne przyjąć i godnie przeprowadzić przez początek życia – aż do samodzielności. Czasem też, niestety, godnie pożegnać, jeśli nie udało się tego życia zachować.
 

Nie wszystko można zaplanować

Dar nie jest czymś, co się należy. Nie można go kupić, nie wybiera się, który lepszy. Przyjmuje się go z wdzięcznością, nie patrząc, że inni dostają więcej czy mniej. I dlatego właśnie tytułowe pytanie o liczbę dzieci traci swój pierwotny sens: owszem, możemy i powinniśmy planować, rozmawiać, rozważać, liczyć (finanse również) i podejmować decyzje. Ale ostatecznie, liczba dzieci nie zależy od naszej woli. I każdemu z nich należy się, byśmy się ucieszyli, gdy nadchodzi, byśmy powitali je z miłością. Dlatego właśnie uparcie nie odpowiadam na pytania w rodzaju: „ale planowane?”. Tym bardziej ich nie zadaję. Każde jest przyjęte i ukochane i nie ma różnicy między „planowanym”, a „nieplanowanym”. Każde jest człowiekiem, któremu należy się szacunek ze strony rodziców i ze strony całego otoczenia.
 
Ile więc dzieci? Tyle, żeby w sercu się pomieściły.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar