Między pracoholizmem a lenistwem
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Między pracoholizmem a lenistwem

Agnieszka Dubiel
 
- Oj, ty to masz co robić – wzdychają jedni. Słysząc te słowa, nie zaprzeczam. Przecież mam.
- Ja już zdążyłam to i tamto i jeszcze kilka spraw załatwić, a ty? – pytają inni. A ja nie. Jestem gdzieś w połowie pierwszego zadania, a na horyzoncie piętrzą się już kolejne. Znów nie zdążę.

Po kilku takich rozmowach sama już nie wiem, jak to jest: nie umiem odpocząć, czy nie umiem za nic się zabrać? Odpowiedzi zaczynają się pojawiać, gdy czasem zatrzymam się i rozejrzę uważnie dookoła.
 

Przestrzeń między dwiema skrajnościami

Między pracoholizmem a lenistwem jest bowiem taka króciutka chwila w ciągu dnia, która balansuje gdzieś na granicy tych dwóch stanów. To ten moment, gdy matka dzieciom przysiada na krześle, żeby wypić kawę. Nie nazbyt wolno, ale jednak stara się bez pośpiechu. Kawa jest ciepła i pachnąca i dobrze, gdy udaje się poczuć jej temperaturę i aromat. W tej samej przestrzeni między dwiema skrajnościami można odnaleźć także mignięcia czasu spędzone nad ciekawym artykułem (czasem czytanym w trzech częściach, ale jednak). Jakąś chwilę zawahania przed lustrem. Głębszy oddech złapany na spacerze czy spowolniony krok w drodze po zakupy.
 
Im dzieci większe, tym tych chwil, oddechów i mignięć jest jakby więcej. Ale też im mama starsza, tym bardziej ich potrzebuje.
 
Potrzebuje na moment odłożyć wszystko i wystawić twarz ku jesiennemu słońcu. Podlać ogródek, tak zupełnie bez pośpiechu, właśnie trochę leniwie. Albo porozmawiać z inną mamą przez telefon. Nawet, jeśli trzyma słuchawkę ramieniem przy uchu, bo ręce zajęte są obieraniem ziemniaków. Matka wiele potrafi.
 

Czy potrafimy się zatrzymać?

Być może najtrudniejsze jest właśnie to zatrzymanie się. Pozbycie się wiecznych wyrzutów sumienia na temat tego, co wciąż czeka na zrobienie (ta lista nigdy się nie kończy) i spokojne rozejrzenie się dookoła, raczej poza horyzont wyznaczony stertą prania. Znalezienie chwili ciszy.
 
Różnie bywa. W tej chwili między pracoholizmem a lenistwem może znaleźć się nawet czytanie z dzieckiem, czy gra planszowa. Albo wspólny spacer, albo film. Byle bez pośpiechu, bez napięcia i bez stresu. Czasem zajmujemy się dzieckiem i jest to jedno z zadań do wykonania, a innym razem po prostu spędzamy razem czas… I o to „po prostu” właśnie chodzi.
 

Pracować spokojniej

Szukam umiejętności pracowania ze spokojem, bez zadyszki, bez myślenia o kolejnych zadaniach. Raczej sprawnie, ale w skupieniu na tej jednej rzeczy, którą wykonuję. Im dzieci starsze, im rzadziej potrzebują czegoś natychmiast, tym łatwiej o taki stan. To już nie jest ten moment, gdy trzeba było stale kontrolować sytuację w każdym miejscu domu, jednocześnie robiąc swoje i będąc gotową w każdej chwili wszystko rzucić, by ratować dziecko, które akurat wpadło w tarapaty. Dziś trudno się otrząsnąć z tamtego sposobu działania i wrócić do czasów, gdy można było pracować spokojniej. Choć troszeczkę, choć raz w ciągu dnia. Ale powoli zmierzając do upragnionego stanu.
 

W niedzielę należy odpocząć

Jest jeszcze jeden moment na specjalne zatrzymanie się. To każda niedziela. Duża mądrość ukrywa się w zasadzie, że w niedzielę należy odpocząć. Tak z obowiązku. Wiadomo, że małe dzieci często utrudniają samą myśl o odpoczynku, zwłaszcza jeśli są głodne. A są głodne zawsze, nawet w niedzielę! Ale bywa i tak, że ich głód można zaspokoić proszonym obiadem u dziadków, albo wyprawą na pizzę. A potem trochę podrastają i mogą niedzielny obiad organizować coraz bardziej samodzielnie W niedzielę możemy razem usiąść, albo razem wyjść. Mogę też czasem schować się w sypialni zupełnie sama i oddać słodkiemu nicnierobieniu. Przez chwilę, przez pół godziny czasem. Za to bez wyrzutów sumienia, a z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku niedzielnego. Może po to właśnie ten obowiązek został wymyślony – żeby zapracowane mamy nie miały poczucia winy, że nic nie robią.
 
Siedząc więc z laptopem na kolanach staram się nie zerkać co chwilę na zegar, ale raz po raz zawiesić wzrok na drzewie za oknem, po którym skaczą wiewiórki. One wciąż znoszą orzeszki do sobie tylko znanych kryjówek. Stale pracują, a jednak nie sprawiają wrażenia nerwowych. Bywa, że przysiadają na gałązce, przypatrując się uważnie drzewom, orzeszkom, innym wiewiórkom. A czasem nawet tej matce dzieciom, która akurat przystanęła pod drzewem, by złapać głębszy oddech. Dobrze jest brać przykład z wiewiórek.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar