Pamiętajcie o ogrodach, czyli skąd bierze się siła pokoleń  

Pamiętajcie o ogrodach, czyli skąd bierze się siła pokoleń  

Agnieszka Dubiel 
 
Wraz z nadejściem kwietnia okazało się, że róża przetrwała. Zeszłego lata została brutalnie odcięta od większych korzeni, wykopana, przesadzona, potem znów przeniesiona. Nikt z nas nie chciałby być na jej miejscu. A jednak róża, choć taka delikatna, pokazała swoją siłę i wolę życia. Wypuszcza nowe gałązki. Drugim zaskoczeniem jest piwonia – potraktowana niemal równie bez serca, uschła i zwiędnięta, jednak pokazuje nowe malutkie krzaczki tuż przyziemi.
 
Czekanie na słoneczne dni
Stoimy w ogródku z Panną H. i podziwiamy te maleńkie oznaki niezłomności. Zaczynamy domyślać się, skąd wszystkie pokolenia ludzi przed nami czerpały siłę i pewność, że po trudnościach przychodzi uspokojenie. Po zimie wiosna, po pandemii ulga i normalność. Byle wytrwać, byle jeszcze trochę przeczekać i będzie można odetchnąć. Prawdziwe życie wciąż toczy się gdzieś tam w ukryciu i tylko czeka na słoneczne dni, żeby ukazać się w pełnej krasie.
 
Zmęczenie dotyka każdego
Tymczasem na zewnątrz niewiele się zmienia. Mało informacji do nas dociera, a tych dających nadzieję jeszcze mniej. Gdy tak od ponad roku tkwimy przyspawani do jednego miejsca na ziemi, gdy nie możemy otrząsnąć się z wszechogarniającej obecności elektroniki – wszyscy odczuwamy zmęczenie. Nasi znajomi, zwykle radośni i pełni energii, jakoś tracą siły i chęci do działania. Nasze dzieci, nie kryjąc rozdrażnienia, buntują się na myśl o kolejnym tygodniu z dala od szkoły czy przedszkola. Natomiast nastolatki podnoszą tylko niewidzący wzrok znad komputera i jęczą: „ale po co?”.
 
Cały ten depresyjny stan rzeczy nasila się wprost proporcjonalnie do ciasnoty mieszkań czy odległości od terenów zielonych. I jakoś tak wyraźnie widać, że ci, którzy las mają tuż za progiem, albo ogródek pod oknem, oni jeszcze najlepiej sobie radzą. Oni jeszcze walczą o zachowanie nadziei.
 
Leczniczy kawałek zieleni
My też walczymy w te rzadkie dni, gdy kwiecień przeplata nam akurat lato. Wtedy możemy wystawić stolik na taras, wynieść piłki na trawnik czy nawet grabie do posprzątania zeszłorocznych liści. Spoglądamy ze współczuciem na wielkie połacie okien okolicznych bloków. Nie każdy ma taki luksus jak my. Czekając z utęsknieniem na pierwsze listki na krzaczkach agrestu, dyskutujemy, gdzie posadzić hortensje. Możemy leczyć wzrok, patrząc na zielone połacie trawy oraz nerwy, puszczając mimo uszu irytujące pokrzykiwania sikorek.
 
Twarzą w twarz z człowiekiem
W dni świąteczne pakujemy dobytek do auta i udajemy się w las, koniecznie w dobrym towarzystwie, żeby nie zapomnieć, jak rozmawia się z ludźmi twarzą w twarz. Dzieci wędrują po drewnianych barierkach albo grzebią kijkami w kałużach, tak samo, jak grzebały w dawnych dobrych czasach, gdy nikt nie pamiętał o istnieniu wirusów. Albo wychodzą z pobliskich krzaków, całe podrapane i poobijane. Ale znów uśmiechają się oczami. Taka „lasoterapia”. Niektórzy jeszcze nieco osłabieni walczą o pokonanie czterokilometrowej trasy. Inni przesadzają ją w kilku susach. Wszystkich nas przewiewa ostry wiatr, który pozwala wreszcie przewietrzyć płuca.
 
Katar na wagę złota
W niedzielę Pan Łyżeczka ze starszymi dziećmi wybiera się w góry. Beskidy witają ich wszystkimi porami roku jednocześnie. Młodzi podróżnicy wdrapują się więc pod górkę, zdobywają przełęcze, zapadają się po kolana w śniegu i przeziębiają stopy. Wracają potem z katarem. Takim zwyczajnym, nie-covidowym, po którym trzeba zażyć witaminę C i wygrzać się w wannie. Każda rzecz, która nie ma związku z pandemią, jest dziś na wagę złota, nawet katar.
 
Raj w ogródku
Kiedy kwiecień przypomina sobie, że powinien przepleść też trochę zimy, wówczas staramy się złapać najmniejszy promyk słońca, choćby przez okno. Nasz mikroskopijny ogródek przypomina, że jedyny raj, jaki kiedykolwiek istniał, mieścił się właśnie w ogrodzie. Dlatego dbamy o niego i pielęgnujemy – bo on daje nam nadzieję na przetrwanie. Przecież świat nie zawalił się jeszcze tak całkiem, skoro wzeszły już konwalie, a tulipany lada chwila zakwitną. Przecież mamy jeszcze coś do zrobienia na tej ziemi, co nie wymaga klikania myszką i wlepiania oczu w monitor. Byle nasze nastolatki jeszcze raz uwierzyły w prawdziwe życie...
 
Dwa metry od komputera
– Niech ten Covid już się skończy – jęczy Kawaler S. podnosząc się z ławeczki, zamiast wygłosić zwyczajowe „a po co?”. Doceniam ten fakt bardziej, niż to po sobie pokazuję.
– TEN Covid się skończy, to zacznie się jakiś następny – próbuję się z nim droczyć.
– Tak! I będzie przenosił się przez Internet! – odpowiada Kawaler S. z mieszaniną nadziei i zimnej satysfakcji. - Będzie trzeba trzymać się minimum dwa metry od komputera i nie będzie można tworzyć spotkań, w których uczestniczyłoby więcej niż dziesięć osób....

Oboje oddajemy się marzeniom. Nastolatki jednak mają bujną wyobraźnię.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
Fixed Bottom Toolbar