Ojciec na straży rodziny

Ojciec na straży rodziny

W czasie zamieszania w świecie wartości, próby przedstawiania spraw co najmniej dyskusyjnych jako normalne, a normalnych, jako dziwaczne, ważna jest rola rodziny w przywracaniu właściwej hierarchii, porządkowaniu priorytetów, uszeregowaniu wartości. Jak objaśniać dzieciom nasz obecny świat? Jak przygotować je na odparcie zagrożeń czyhających co krok w procesie edukacji czy rozrywki? Jak prawidłowo wychowywać dzieci, co jest ważne w relacjach rodzinnych i jaka jest rola współczesnego ojca w przygotowaniu swego dziecka do dorosłego życia? O książce Jamesa Stensona ,,Ojciec – strażnik rodziny” z jej wydawcą, Januszem Wardakiem, pedagogiem, specjalistą od zagadnień małżeństwa, wychowania i rodziny rozmawia Witold Tkaczyk.

Witold Tkaczyk: Jest Pan osobą niezwykle aktywną, z dużym doświadczeniem, pedagogiem i wydawcą. Jest Pan, wspólnie z żoną Anną, zaangażowany w Akademię Familijną, prowadzicie Wydawnictwo Wardakowie, szkolenia dotyczące problemów rodziny i małżeństwa. Chciałbym porozmawiać o niedawno wydanej przez Państwa książce Jamesa Stensona ,,Ojciec – strażnik rodziny”. Tematyka, jaką autor porusza, daje czytelnikowi możliwość znalezienia odpowiedzi na wiele pytań nurtujących współczesnych rodziców. Skąd ten tytuł się u Państwa znalazł? Dlaczego wybrali Państwo akurat tego amerykańskiego autora i tą książkę? Stenson, który sam jest pedagogiem, założycielem i dyrektorem szkół dla chłopców w Stanach Zjednoczonych, napisał bowiem kilka innych poradników.

Okładka Stenson 5 1280 medJanusz Wardak: Właściwie to ja natrafiłem na tę książkę. Od kilkunastu lat jesteśmy zaangażowani w inicjatywę, która nazywa się Akademia Familijna. W ramach przygotowywania się do warsztatów mieliśmy sporo spotkań międzynarodowych. Kiedyś, podczas takiego spotkania zapytałem jednego z ekspertów hiszpańskich, jaką książkę, ale tylko jedną, najlepszą, dotyczącą wychowania, by polecił. Byłem przekonany, że wskaże na jeden z tytułów hiszpańskich. Jest bowiem spora, bardzo dobra seria książek o wychowaniu, które w Polsce opublikowało wydawnictwo Apostolikum w serii ,,Budować rodzinę”. Byłem bardzo zaskoczony, że właśnie ta osoba wymieniła tytuł amerykański - ,,Ojciec – strażnik rodziny”. Co mnie dodatkowo zdziwiło, to przekonanie, że to jest książka tylko dla ojców. Dlaczego więc mój rozmówca polecił ją jako pozycję traktującą o wychowaniu? Okazało się, rzeczywiście, że jest to książka uniwersalna, choć tytuł wskazuje na ojców i ona jest w pierwszej kolejności do nich skierowana. Kiedy po kilku latach tak się złożyło, że wśród różnych naszych działalności uruchomiliśmy własne wydawnictwo, stwierdziliśmy, że jako pierwsza powinna być wydana właśnie ta książka. I tak się stało. Dokładnie jest ona początkiem serii, która nazywaliśmy ,,Klasyka wychowania” - składającej się z książek, naszym zdaniem, klasycznych w obszarze wychowawczym.

Proszę powiedzieć coś o samym autorze. Wiem, że jest założycielem amerykańskich szkół dla chłopców. Jest pedagogiem i przez wiele lat pełnił funkcje dyrektora takich szkół. Stąd jego doświadczenia zebrane, jak przeczytałem, podczas kontaktów z rodzicami, uczniami i wychowankami. Kim jest James Stenson?

JW.: James Stenson, jest założycielem, a przez pewien czas był i dyrektorem dwóch szkół dla chłopców w USA. Jedna to ,The Heights School koło Waszyngtonu, druga - Northridge Preparatory School w Chicago. To są nowoczesne szkoły dla chłopców, wzorowane na modelu szkół powstałych w Hiszpanii w końcu lat 50. W Polsce według tego samego modelu działają szkoły Sternika. To szkoły osobne dla chłopców i dla dziewcząt z założeniem bardzo poważnego zaangażowania rodziców. I autor, pracując właśnie w tego rodzaju szkołach, gdzie współpraca z rodzicami jest jednym z fundamentów, miał takie, można powiedzieć, hobby, że zbierał doświadczenia skutków edukacji prowadzonej wedle opracowanego przez niego i stosowanego sposobu. A robił to aktywnie, co znaczy, że nie tyle coś tam przypadkiem zasłyszał, lecz starał się aktywnie zbierać doświadczenia. Po czym, jak to opisuje w książce, starał się dociec, jak to jest, że jedne rodziny odnoszą sukces wychowawczy, a drugie nie. Dla niego miarę sukcesu stanowią dorośli ludzie, którzy są szczęśliwi, zakładają rodziny i odnoszą przy tym również powodzenie zawodowe. A inni ludzie, bynajmniej nie jakieś rodziny patologiczne, bo w większości dobrze sytuowane, jednak doznają porażki wychowawczej. W tej książce zebrał właśnie bardzo wiele takich doświadczeń, więc jest to pozycja o tyle wartościowa, że nie uogólnia czy radzi, iż powinno się postępować tak i tak, i że tak jest najlepiej. Stenson opisuje, w jaki sposób postępują rodziny, które odnoszą sukces. Różnie go zresztą nazywa. Pisze, zgodnie ze swymi obserwacjami, że postępują właśnie tak, a nie inaczej. W szczególności skupia się na ojcach w tych rodzinach i przypatruje się, jak oni postępują. Interesują go też ci, którzy na końcu ponieśli porażkę. Różną - bo dzieci bądź brały narkotyki, bądź działy się z nimi różne inne złe rzeczy. Opisuje, w jaki sposób zachowywali się ojcowie takich rodzin. I tak naprawdę autor zostawia czytelnika z wyborem, skłania do zastanowienia się i decyzji: co ty wybierasz? Co tobie bardziej pasuje?

Prawie trzydzieści lat temu, w latach 90., kiedy startowało na rynku polskim, wydawnictwo Media Rodzina z Poznania opublikowało amerykański poradnik dla rodziców ,,Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły, jak mówić, żeby dzieci nas słuchały”. Jest tam część polska, specjalnie opracowana na nasze warunki. Czy książka Stensona jest na tyle uniwersalna, że nie było potrzeby takiego objaśniania? Mimo, że od roku 1989 nasze systemy się zbliżyły, to jednak cały czas nieco się różnimy.

JW.: Różnimy się też kulturowo. Tak naprawdę jest jeden taki rozdział, który, kiedy go się czyta, ma się poczucie, że jest mowa o trochę innej rzeczywistości. To rozdział poświęcony edukacji i szkołom. I to nie jest tak, że jest on zupełnie nieprzydatny. Ale kiedy wchodzi w szczegóły, np. jak wybrać dobrą szkołę, na jakie kryteria zwrócić uwagę, to odnosi się ewidentnie do systemu szkół amerykańskich i to prywatnych. Natomiast cała książka jest nie tylko uniwersalna w sensie geograficznym, ale też czasowym, na czy nam bardzo zależało. Nie chcemy wydawać takich książek, które dzisiaj są aktualne, a za parę lat zupełnie przestaną takie być. Więc pozycja Stensona jest o tyle uniwersalna, że odnosi się do czasów w miarę nowych, czyli zmian kulturowych, z którymi mamy obecnie do czynienia. Między innymi takich, że oboje rodzice pracują poza domem i że są obecne media cyfrowe. Natomiast główny przekaz książki dotyczy roli ojca. Jaka jest we współczesnych czasach i co oznacza, na czym polega misja ojca. Kiedyś była ona bardzo wyrazista i bardzo jasno odróżniała się od misji mamy. W ogóle role mężczyzny i kobiety bardzo się różniły, tak samo jak misja. Mężczyźni zajmowali się najcięższymi pracami fizycznymi, walczyli na wojnach. Stąd określenie ojciec – strażnik rodziny było wtedy takie oczywiste, bo mężczyzna fizycznie musiał czasami bronić swojej rodziny.

Podstawowe pytanie, które autor stawia, brzmi – na czym polega misja ojca, teraz gdy najczęściej nie musi już fizycznie bronić rodziny. Więc w tym sensie jest to książka rzeczywiście uniwersalna. Już opinie pierwszych jej czytelników w Polsce są takie, że to pozycja bardzo, bardzo trafna. Wydaje mi się, że autor ma nadzwyczajny zmysł obserwacji oraz syntezy. Na podstawie zaobserwowanych czy zasłyszanych relacji rodzinnych potrafi wysnuć pewne wnioski i w taki sposób je przedstawić, że skłaniają do przemyśleń i pobudzają do wyciągania własnych wniosków. Często czytelnik stwierdza, że w zasadzie nie myślał o jakimś zagadnieniu, ale czuł, że faktycznie jest tak, jak opisuje autor. Jak czytamy, pojawia się taki przebłysk, że myśli autora są naprawdę bardzo trafne.

Nie będziemy oczywiście omawiać całej książki, bo ona jest obszerna, liczy sobie prawie 350 stron, ale jest taki temat, który nas bardzo interesuje. To zagadnienie dotyka większości z nas w związku z cywilizacyjnym rozwojem technik cyfrowych. W książce zawarta jest teza, że świat cyfrowy jest konkurencją dla rodzica. I autor pokazuje, jak sobie radzić w tej sytuacji. Jeśli chodzi o USA to rozwój tych technik jest jeszcze bardziej zaawansowany, o krok do przodu w porównaniu z naszą sytuacją, choć to wszystko się teraz bardzo zbliża. Problemy są różne – zdalna nauka, szkoła cyfrowa, działalność online i te wszystkie treści, które docierają i trudno nad nimi zapanować, bo rodzice na ogół nie są aż tak biegli w tych wszystkich programach, urządzeniach. Wpływają na to różnice pokoleniowe, trudno zatem rodzicom tą kontrolę sprawować, choć teoretycznie jest to możliwe. To jest wyzwanie. W książce autor określa media elektroniczne jako rywala rodzinnego wychowania. Co tam na ten temat znajdziemy?

JW.: Mimo, że od napisania tej książki minął jakiś czas, to zawiera odpowiedzi na poruszone tu tematy. Kiedyś problemem było oglądanie telewizji, potem stała się ona interaktywna, doszły komputery, gry, inne rozrywki. Autor mówi o tych problemach w kontekście ojca jako strażnika rodziny, a więc oznacza to dla niego przede wszystkim ochronę rodziny. Wskazuje, że taka jest główna misja ojca. Chronienie rodziny przed różnymi niebezpieczeństwami. Te niebezpieczeństwa związane z mediami cyfrowymi należą do bardziej ukrytych. Wcześniej zagrożenia były bardziej ewidentne, a w tej chwili to są rzeczy mniej wyraziste, więc tym bardziej ojcowie powinni być na nie uwrażliwieni. Autor podkreśla i dużo miejsca poświęca konieczności i potrzebie współpracy mamy i taty, a więc małżeństwa, na pierwszym miejscu. Jednocześnie cały czas mówi, że są takie obszary, które stanowią szczególną odpowiedzialność ojca. Między innymi wspomina o tym w kontekście mediów cyfrowych.

Temat więzi małżeńskiej jest przywołany w książce jako kluczowa rola funkcjonowania rodziny, zachowania, pokazywania tej więzi i spowodowania, że dzieci, obserwując prawidłowe relacje między rodzicami, potem przenoszą je w swoje przyszłe życie. Sam autor stwierdza, że dzieci obserwują swoją mamę i tatę. Synowie szukają partnerki, która będzie posiadać przynajmniej niektóre cechy matki, a córki mężów, którzy sprostają porównaniu z ojcem. Dziecko będzie więc u przyszłego partnera szukać podobieństw do wzorców wyniesionych z domu, co też jest wartością i wynikiem pracy wychowawczej dokonanej w rodzinie.

JW.: Tak, absolutnie. Jedną z głównych myśli Stensona jest taka, że najważniejszą perspektywą wychowania jest perspektywa życia dorosłego. Kiedy można mówić o sukcesie wychowawczym? Wtedy, kiedy dzieci, jak dorosną, będą dobrze funkcjonowały. Autor bardzo często odwołuje się do założenia szczęśliwej rodziny. Zwraca uwagę, by o tym myśleć zawczasu. Pyta – co robisz, rodzicu, w tym kierunku, żeby twoje dzieci były w stanie odpowiedzialnie założyć i utrzymać rodzinę. I dlatego rola relacji mamy i taty, którą dzieci na co dzień obserwują, jest fundamentalna. Bez tego jest jasne, że wizja rodziny jaką dzieci wyniosą z domu będzie wypaczona. Będzie wizją jakichś kłótni, trudności, wzajemnego ranienia się, zamiast okazywania miłości, która jest czymś najważniejszym. Autor często pisze, by mieć to na uwadze. Mężczyzna jest wzorem – z jednej strony dla chłopaka, bo określa, co to znaczy bycie odpowiedzialnym, w jaki sposób chroni on innych, ale też jest wzorem dla dziewczyny, córki, kiedy zastanawia się ona nad problemem budowania relacji z płcią przeciwną. Ojciec, który okazuje szacunek swojej żonie, okazuje także szacunek córkom, uczy je w jaki sposób mają później budować relacje ze swoimi przyszłymi chłopakami, a potem mężami.

Przygotowanie do dorosłego życia, do pracy, do jakiejś odpowiedzialności, sposobu traktowania innych osób, odpowiedniego zachowania się odbywa się w rodzinach. Ale przed pracą jest edukacja. W USA wygląda ona inaczej, jest więcej prywatnych szkół, natomiast same problemy są zapewne podobne. Nasuwa się więc pytanie, na ile ważna jest rola wychowawcza ojca czy rodziców, a na ile rola wychowawcza szkoły. Czy w obszarze tego zagadnienia autor też podejmuje się analizy? Sam prowadził szkoły, nawet je zakładał, zapewne więc tematy szkolno-wychowawcze były z jego punktu widzenia na wysokiej pozycji.

JW.: Bliska współpraca rodziców i szkoły przy zachowaniu pierwszoplanowej roli rodziców to jest jedno z założeń tych szkół. Ja zresztą też w tego typu szkole miałem okazję pracować, a nasze dzieci do takiej szkoły chodzą - do szkół ,,Sternika” w Warszawie. Tak więc rzeczywiście, Stenson mówi o tym, by w kryteriach wyboru szkoły, zwracać na to uwagę. Nie zawsze mamy dostateczny wpływ na wybór szkoły, do której pójdą nasze dzieci. Może być on ograniczony, choćby ze względu na miejsce zamieszkania. Trzeba jednak zwracać uwagę na to, jakie wartości są przekazywane dzieciom w szkole. By nie było tutaj sprzeczności z tym, czego dzieci uczone są w domu. Podkreśla też, o czym należy pamiętać, że prawem rodzica jest decydowanie o sposobie wychowania dzieci, w znaczeniu przekazywania wartości w takim duchu, jaki on - rodzic – uzna za stosowne i ważne. Szkoła nie może rodziców ani zastępować ani tym bardziej, nie może narzucać jakiegoś zupełnie odmiennego modelu, który jest niezgodny z tym, czego chcą rodzice.

O właśnie. To się odnosi do bardzo aktualnej sytuacji w Poznaniu. Nie wiem, jak jest gdzie indziej, np. w Warszawie, jak to się odbywa w szkołach publicznych, w zakresie zajęć antydyskryminacyjnych, gdzie pewne zapędy ideologiczne, tematy zajęć – wprowadzane przez władze miasta, a nie władze oświatowe, które są odpowiedzialne za program nauczania, wywołały wielką dyskusję. Jak spowodować, żeby nie było takiej samowoli i przekazów, na które rodzice się nie godzą i sprzeciwiają się, by te elementy występowały w szkole. Nawet w formie zajęć pozalekcyjnych.

JW.: Jest istotne, żeby działania były podejmowane z dwóch stron. To znaczy, żeby szkoła znała swoje miejsce i swój zakres odpowiedzialności, a z drugiej strony, żeby aktywni byli rodzice, żeby zdawali sobie sprawę, że nie mogą się tłumaczyć tym, iż na nic nie mają wpływu. Bo w pierwszej kolejności trzeba zobaczyć na co ten wpływ realnie można mieć. A więc nie tylko wpływ na wybór szkoły, ale i na jej funkcjonowanie. Trzeba odwoływać się do tych praw, które rodzice mają, które zarówno w USA, jak i w Polsce są zagwarantowane. Oczywiście, może zdarzyć się jakiś obszar sporny, ale przede wszystkim chodzi o to, by tego tematu nie odpuszczać. Jeśli to coś ważnego, a dziecko jest przecież przez długi czas w szkole, szkoła i nauczyciele pozostają dla niego dużym autorytetem i dlatego, jeżeli rodzic ten temat ,,odpuści”, to dziecko może na końcu wynieść zupełnie inne wartości ze szkoły niż rodzic by sobie życzył i wnieść je w dorosłe życie.

Nie pozostawiamy więc wychowania wyłącznie szkole, choć w programie nie jest ono jakoś szczególnie mocno akcentowane, ale mimo wszystko się dokonuje, choćby poprzez niektóre przedmioty oraz wzajemne kontakty dzieci…

JW.: Warto wiedzieć, że szkoła zawsze w pewien sposób wychowuje. Tylko może to robić albo świadomie, albo nieświadomie. Zaniechanie tego obszaru wychowawczego też ma określone skutki. Jeżeli nikt się tym nie zajmuje – to jest tak, że rzeczywistość wychowawcza nie znosi próżni. Jeżeli więc jakimś obszarem nikt się nie zajmuje w sposób świadomy, żeby go ukształtować, to będą się zamiast cech pozytywnych wykształcały cechy negatywne. Trzeba pamiętać, że dbanie o sferę wychowawczą to obowiązek szkoły, w Polsce zapisany prawnie. Natomiast, na ile jest to tylko możliwe, powinna odbywać współpraca z rodzicami, wsłuchanie się w ich głos, po to, żeby nie było sprzeczności między tym, co przekazuje szkoła, a tym, co przekazują dzieciom w domu rodzice.

Czy autor wspomina, czy porusza zagadnienie kryzysu rodziny? Bardzo mocno zaznaczane są w sferze publicznej takie wartości jak życie w pojedynkę, funkcjonowanie jako tzw. singiel, różne nietypowe zachowania, odmienność seksualna. Tradycyjny model rodziny jest, przez tzw. nowoczesne trendy, nazywane ,,postępowymi”, kontestowany, a nawet ośmieszany. Czy autor zauważa to zagadnienie? Opisuje w książce prawidłowe relacje, ale czy gdzieś daje wskazówki, jak reagować na zapędy ze świata, zmieniające się mody?

JW.: Pisze o tym bardzo dużo. Zwraca uwagę, że współcześnie rola ojca jest tym większa i ważniejsza, bo to, co dziecko słyszy i otrzymuje ze świata, z kultury masowej, jest w dużym stopniu w kontrze do przekazu rodziców. Jest wiele antywzorów. Dla nas to o tyle wartościowe, że różne procesy dotyczące też nowych trendów pedagogicznych, które de facto dla wielu rodziców są nie do przyjęcia, pojawiły się w Stanach Zjednoczonych o wiele wcześniej niż u nas. Tam już można było je obserwować i badać. Stenson mówi o bardzo silnym przekazie skierowanym przeciwko autorytetowi rodziców i opisuje już widoczne skutki tego procesu. Podaje przykłady, których w Polsce jeszcze tak wielu nie ma, że młodzi ludzie, którzy w domu nie szanują swoich ojców, w późniejszym życiu nie szanują prawa, ani życia innych ludzi. Podaje konkretne przykłady, opisuje prawdziwe historie, przedstawia, jakie były relacje w domu, a co się wydarzyło później, czym to się często kończy w przypadku jakichś zaniedbań czy błędów w wychowaniu. Jedna z takich opowieści mówi o ojcu niezaangażowanym w sprawy wychowania dziecka, nie reagującym na problemy syna w szkole. Kończy się tragicznie, bo chłopak, który dostał samochód na swoje osiemnaste urodziny, dwa miesiące później spowodował wypadek i się zabił, ponieważ prowadził auto po spożyciu alkoholu. Te skutki, ale i błędną wizję tego, czym jest wychowanie, tam w Stanach można było zauważyć o wiele wcześniej niż u nas. Jestem przekonany, że z tego punktu widzenia, jest to dla polskiego czytelnika wartościowe. Chcę, żebyśmy zauważyli, iż u nas podobne zjawiska stają się modne, żebyśmy dostrzegli, jakie są na dłuższą metę skutki takiego antyautorytetowego stylu wychowawczego. To powoduje, co zresztą Stenson podkreśla kilka razy, że dziecko, które w domu nie szanuje ojca, nie szanuje jego autorytetu, nie ma też powodu, by szanowało np. autorytet policjanta. Policjant korzysta z pewnego autorytetu, który należy do jego funkcji, roli społecznej. Natomiast jeżeli ktoś nie uznaje autorytetów w ogóle, tak samo nie uzna autorytetu ojca, który ma go choćby z racji bycia rodzicem. Jeśli dziecko nie nauczy się, że są osoby, których należy słuchać, które mają prawo do wyciągania konsekwencji wobec pewnych działań, jeżeli nie wyniesie z domu umiejętności rozpoznawania właściwych zachowań, to potem będzie żyło w przekonaniu, że to ono samo decyduje o wszystkim, o tym, co jest dobre, a co złe. W efekcie kończy się tak, iż robi to, co jest mu wygodne, co mu bardziej odpowiada i pasuje. Nie myśli o tym, co jest dobre dla innych, a nawet co jest dobre dla niego samego. Co prawda nie mamy jeszcze takiej skali zjawiska konsumpcji narkotyków jak w USA, nie znam dokładnych danych statystycznych, ale wydaje mi się, że jesteśmy dosyć daleko od tego zagrożenia w porównaniu ze stanami Zjednoczonymi, ale problemy z różnego typu używkami narastają. Tymczasem autor mocno o tym mówi, podkreślając, że jeśli nie zadbamy o kontakt z własnym dzieckiem, to istnieje duża szansa, że wpadnie ono w uzależniania, w takie rzeczy, które będą dla niego destrukcyjne. Powołuje się na bardzo twarde dane, bo akurat w USA wielu rodziców doskonale czuje, że zagrożenie jest bardzo realne. Nawet dzieci z dobrych domów, normalnych, pełnych rodzin popadają w ogromne problemy, w poważne uzależnienia, dlatego że z tych domów nie wynieśli takich wartości, które by je przed nimi uchroniły.

Książka ,,Ojciec – strażnik rodziny” ukazała się w serii ,,Klasyka wychowania”. Czy Państwo myślą nad następnymi książkami tego autora? Albo innych, jaki jest plan tej serii?

JW.: Jesteśmy w trakcie rozmów z wydawnictwem amerykańskim na temat kolejnych książek Stensona. Mam nadzieje, że już wkrótce będziemy mieli potwierdzenie i będziemy mogli je wydać. Poszukujemy też innych autorów i już mamy tutaj kilka tytułów w planach, na razie wstępnie. Będziemy podejmowali rozmowy z ich wydawcami oryginalnymi. Generalnie chodzi nam o takie tytuły, które jeszcze nie były wydane, a mieszczą się w tym, co określiliśmy w formule ,,Klasyka wychowania”, to znaczy tytuły z jednej strony opierające się na klasycznej, chrześcijańskiej wizji człowieka, natomiast z drugiej strony współczesne, aktualne. Nie chodzi więc nam o takie nieco przestarzałe książki, choć bardzo cenimy np. ojca Woronieckiego, czyli książki przedwojenne, które są naprawdę świetne. Tylko, że w tym przypadku mamy bardzo silne wrażenie, że to są pozycje z zupełnie innej epoki. Na pewno można przełożyć te uniwersalne wartości na warunki współczesne, ale to wymaga pewnej refleksji. Należy przemyśleć, co z tej treści da się przełożyć na współczesne realia, a co nie. Chcemy wydawać książki, które nawet jeśli sprawiają wrażenie, że są nowościami, to wszystko w nich jest aktualne. W tej chwili jedną książką poza Stensonem, którą już w tej serii wydaliśmy, jest pozycja pana Stanisława Sławińskiego pod tytułem ,,A jednak posłuszeństwo!”. Jest to napisana na nowo książka tego autora, który już wcześniej zajmował się tym tematem. Dotyczy posłuszeństwa, autorytetu rodziców, właściwie rozumianego dialogu. To jest kolejny taki obszar, gdzie – jak nam się wydaje - jest potrzebna nowa, zdrowa dyskusja i refleksja rodziców nad tym, co to znaczy posłuszeństwo, autorytet. W wielu nowo wydawanych książkach o wychowaniu posłuszeństwo przedstawia się jako coś negatywnego, jako element represji, coś co niszczy kreatywność, co pozbawia ludzi odpowiedzialności za swoje czyny. Autor wyjaśnia, że to wynika z zupełnie błędnej wizji posłuszeństwa. Dlatego też ta książka wydaje się bardzo potrzebna i cieszę się, że udało się ją już wydać.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał:
Witold Tkaczyk
 
Janusz Wardak - pedagog, specjalista od zagadnień małżeństwa, wychowania i rodziny, wydawca, wraz z żoną Anną prowadzi warsztaty w ramach Akademii Familijnej. Był wicedyrektorem ds. wychowawczych Szkoły dla chłopców „Żagle” prowadzonej przez Stowarzyszenie „Sternik”. Prywatnie ojciec dziesięciorga dzieci. Mieszka w Warszawie.

gotowe3 820 1280
Zdjęcia: Wardakowie.pl
Fixed Bottom Toolbar