Każdy chciałby czasem pobyć trochę przedszkolakiem…
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com

Każdy chciałby czasem pobyć trochę przedszkolakiem…

Agnieszka Dubiel
 
– Nie chodziłam do przedszkola i nigdy nie zrobię takiej krzywdy swoim dzieciom – stwierdziła kiedyś koleżanka ze szkolnej ławy. – Jeszcze koledzy na studiach wspominali przedszkole, a ja nigdy nie miałam nic do powiedzenia!
 

Kameralnie, choć bez placu zabaw

No cóż, nam los nie poskąpił kontaktów z tą szacowną instytucją. I muszę przyznać, że wszyscy wspominamy ją mile. Ja sama chodziłam do takiego awaryjnego przedszkola zorganizowanego w kilku mieszkaniach w bloku po tym, jak nasze liczne roczniki zapełniły wszystkie miejsca w stosownych budynkach. Grupy były kameralne, ze względu na mniejszy metraż. Nie mieliśmy podwórka ani placu zabaw, ale za to chodziliśmy na spacery po całym osiedlu i jeździliśmy na wyjątkowe wycieczki, w czasie których panie wychowawczynie siedziały z tyłu autokaru. Jedna z nich grała na akordeonie, a reszta śpiewała „A ja nie chcę czekolady…”
 
Nasze dzieci oczywiście odbywały wychowanie przedszkolne w zupełnie innych warunkach, ale też chętnie wracają do tamtych czasów. Czasem z zazdrością spoglądają na Pannę H., która wciąż jeszcze zażywa tej przyjemności. Bo przedszkole to miejsce miłe i bezpieczne, gdzie panie uśmiechają się i sypią fantastycznymi pomysłami. Nie trzeba siedzieć w ławkach ani odrabiać zadań domowych, za to można się bawić i hasać na podwórku. Każdy chciałby od czasu do czasu pobyć trochę przedszkolakiem…
 

Byle nie do żłobka

Dużo większe mam wątpliwości, gdy chodzi o młodsze dzieci. Wiem wprawdzie, że czasem nie ma innego wyjścia i muszą udawać się do żłobka (sama chodziłam…). Swoim dzieciom nie chciałabym tego robić, ponieważ zwyczajnie uważam, że nie byłoby im tam dobrze oraz że żłobek ma niekorzystny wpływ na zdrowie i rozwój dziecka. Pozostaje oczywiście jeszcze opcja opieki sprawowanej przez babcię albo przyszywaną ciocię – co zawsze jest lepszym rozwiązaniem niż opieka zbiorowa. Ja sama jednak mocno wsparłam się na twierdzeniu, że do trzeciego-czwartego roku życia dziecko powinno przebywać w domu, z mamą. I udało mi się ten model zrealizować, za co zawsze już będą wdzięczna, zarówno losowi jak i mężowi.
 

Mama wychowuje i pracuje

Jednak po trzech czy czterech latach przebywania non stop z maluchem u boku, nawet bardzo zaangażowana matka chętnie odsapnie. Zwłaszcza, jeśli przed odesłaniem malucha do placówki pojawia się kolejny, a potem następny… Ja w ten sposób spędziłam w domu osiemnaście lat z dziećmi młodszymi niż przedszkolne, próbując jednocześnie pracować zawodowo. Trochę to było karkołomne, ale w tamtym czasie nie widzieliśmy innej możliwości. Teraz zaś, gdy wszystkie dzieci znajdą się bezpiecznie w szkołach i przedszkolu, mogę przed południem w spokoju popracować, posprzątać czy ugotować, bez ciągłego odwracania uwagi. Po prostu w ciszy i skupieniu. Jako matka wielodzietna bardzo już tego potrzebuję.
 

Decyzje podjęte z ostrożnością

Jednak celem edukacji przedszkolnej jest przede wszystkim dobro dziecka. To ono staje w centrum naszych działań i jemu mamy zapewnić optymalne warunki. Optymalne, czyli takie, które dany przedszkolak jest w stanie przyjąć i z których będzie czerpał najwięcej korzyści. Dziecko jest delikatnym człowiekiem, łatwo je zrazić czy zniechęcić. Szkoda by było.
 
Generalnie więc wysłanie dziecka do przedszkola cechowało się u nas pewną ostrożnością. Żeby nie musiało iść zbyt wcześnie, żeby mogło tam przebywać tylko kilka godzin, a nie cały dzień.
 

Elastyczny model zadziałał

Starałam się unikać takiej presji, że ono musi iść, bo nie mam co z nim zrobić. Jeśli było chore, zmęczone, czy przeżywało trudny czas – po prostu zostawało w domu. Gdy jedno z dzieci nie odnajdywało się w grupie i miało problemy z przystosowaniem się, mogłam podjąć decyzję, że będę je odbierać wcześniej, tak aby więcej czasu spędzało z nami. I ten model zadziałał, ograniczona liczba godzin okazała się wystarczającą. Wiedząc, że chłopcy trochę później dojrzewają emocjonalnie do wejścia w dużą grupę, mogłam ich troszkę jeszcze w domu przetrzymać, tak aby poszli do przedszkola pewni, że chcą tam być. Tak się również składało, że zerówkę mogli odbywać w tym samym budynku i na przedszkolnych zasadach, więc do szkoły szli dopiero, gdy naprawdę do niej dorośli.
 
Chciałabym, żeby przedszkole wspominało się mile, jako wspaniały czas dobrej zabawy, a nie przymus i obowiązek, bo mama nie ma innego wyjścia. Dobrze byłoby przejść przez ten etap tak, żeby naprawdę wspominać go potem pozytywnie, a najbardziej wstrząsającym odkryciem dziecka w tym czasie okazało się to, że panie wychowawczynie nie lubią czekolady…
 
20 września przypada Ogólnopolski Dzień Przedszkolaka.
 
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki ,,Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki”, a także laureatką konkursów literackich.
 
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay.com
 
Baner790x105 Zakonczenie artykułu WERSJA 4
Fixed Bottom Toolbar